Wsparcie wytwórców energii w postaci rynku mocy w pierwszym roku może kosztować nawet 7,45 mld zł, jednak mają na nim skorzystać głównie elektrownie gazowe. Dla Enei i Energi „zostaną resztki”. Energa wielokrotnie podkreślała, że dopłaty z rynku mocy są niezbędne dla rentowności elektrowni Ostrołęka C.
W poniedziałek 6 sierpnia Ministerstwo energii opublikowało projekt rozporządzenia w sprawie parametrów trzech aukcji głównych rynku mocy dla okresów dostaw przypadających na lata 2021-2023. Jak podaje Biznes Alert wsparcie wytwórców w postaci rynku mocy w pierwszym roku może kosztować nawet 7,45 mld zł. Resort Energii twierdzi tymczasem, że rzeczywiste koszty będą kształtować się bliżej 4 miliardów.
To olbrzymie koszty, które poniesie polskie społeczeństwo, gospodarstwa domowe dopłacą do rynku mocy około 100 zł rocznie. Nie jest tajemnicą, że mechanizm ten miał być wykorzystany w Polsce do wparcia energetyki węglowej, w tym budowy nowych elektrowni, takich, jak Ostrołęka C. Energa w oficjalnych komunikatach wielokrotnie podkreślała, że dopłaty z rynku mocy są niezbędne dla rentowności elektrowni Ostrołęka C, eksperci szacowali, że mogłoby one stanowić nawet 1/3 dochodów elektrowni.
Im bliżej pierwszej, grudniowej aukcji mocowej, tym więcej pojawia się głosów, że Ostrołęka C, nawet jeśli w niej wystartuje, to na mechanizmie mocowym nie skorzysta.
Według cytowanego w artykule Christiana Schnella z kancelarii Solivan rynek mocy wesprze przede wszystkim elektrownie i elektrociepłownie gazowe. Jeśli chodzi o węgiel, jego zdaniem skorzystają przede wszystkim już istniejące bloki w Kozienicach (ENEA), Opolu (PGE), Turowie (PGE) i Jaworznie (TAURON). Największym beneficjentem miałaby być PGE, dla Tauronu oraz Enei i Energi, właścicieli projektu elektrowni Ostrołęka C, zostaną resztki.
Na kolejny problem zwraca uwagę Andrzej Rubczyński z Forum Energii - pojawia się ryzyko, że nie będzie wystarczającej ilości pieniędzy, by wszystkim potrzebującym wystarczyło na dostosowanie do konkluzji BAT. BAT (Best Available Technology, czyli Najlepsza Dostępna Technologia) to nowe, ostrzejsze limity emisji groźnych zanieczyszczeń takich jak pyły, tlenki siarki czy rtęć, wprowadzonych, by chronić środowisko oraz zdrowie i życie ludzi. Dostosowanie do norm BAT wymaga od elektrowni modernizacji, których koszt może oscylować wokół 500-600 mln zł. Normy te musiałaby spełnić także Ostrołęka C.
Bardzo sceptycznie o wsparciu z rynku mocy dla Ostrołęki C wypowiadał się w kwietniu 2018 portal Wysokie Napięcie: Oprócz kosztów kapitałowych budowy dla opłacalności elektrowni węglowej kluczowe są trzy parametry – cena węgla, cena prądu sprzedawanego na rynku hurtowym oraz cena uprawnień do emisji CO2. (…) Jeżeli np. Ostrołęka będzie pracować 3 tys. godzin rocznie i zapłaci 13 zł za gigadżul węgla, to z rynku mocy musiałaby dostać ponad 1000 zł za Kw czyli miliard zł rocznie! To oznacza, że Ostrołęka musiałaby „zjeść” lwią cześć deklarowanego przez rząd budżetu rynku mocy, który wyniesie średnio przez 10 lat ok. 2,4 mld zł rocznie. Tymczasem z opublikowanej kilka dni temu decyzji Komisji Europejskiej zatwierdzającej rynek mocy w Polsce, wynika, że maksymalna cena za kilowat wyniesie 446 zł. Żeby zmieścić się w tym limicie, Ostrołęka C musiałaby pracować 5 tys. godzin rocznie i kupować węgiel po 5,5 zł za GJ. Kto chce, niech wierzy…
Ostrołęka C wciąż nie ma dopiętego finansowania ani ubezpieczenia – najważniejsze banki i ubezpieczyciele ogłaszają, że nie angażują się w węglowe projekty, szkodliwe dla zdrowia, środowiska i klimatu. Będzie to projekt trwale nierentowny, szkodliwy dla obu spółek skarbu państwa, które go rozwijają, a przy tym poskutkuje wzrostem cen dla odbiorców energii, którzy będą musieli z własnej kieszeni pokryć koszty węglowych mrzonek o nowej elektrowni.